Galleries

Leserzy na treningu

Dwóch teamowych zimowych leserów wybrało się na wspólny trening. Niby pięknie, niby ładnie, niby spokojnie ale jak się w zimę nie kręci to był bomba. I to atomowa! Mimo złej prognozy pogody i tak pojechaliśmy. Było prawie sucho bo minęlismy się z deszczem ale asfalt momentami był mokry. Mimo to suchą noga dało się objechać 90 km w całkiem przyjemnych warunkach.

 

VeloArt lubi pomagać

Dzięki wspólpracy i mądremu doradztwu ekipy z VeloArt powtał kolejny piękny projekt. Tym razem są to koła złożone na obręczach karbonowych DT Swiss oraz piastach tegoż samego producenta. Koła wbrew modzie są na dętkach co ma dać większy komfort robienia długich tras w razie jakiegoś defekty (czyt. kichy). Wrażenia z jazdy są nieziemskie. Po prostu poezja.

Sezon 2015

Kolejny sezon przed nami. Niektórzy z nas przygotowują się laboratoryjne inni wybierają epickie wyjazdy na zgrupowania. W sezonie 2015 będziemy startować głównie w cyklu Cyklokarpaty. Planujemy także starty w Beskidy MTB Trophy oraz Salzkammergut Trophy w Austrii.

Skład na sezon 2015:

  1. Kasia Machalica
  2. Marcin Reczyński
  3. Piotr Cisowski
  4. Grzegorz Tympalski
  5. Tomasz Markiewski
  6. Arek Biczewski
  7. Janek Szczepański
  8. Wojciech Bukowiecki

Marta Ryłko w tym sezonie będzie startować głównie na szosie. W tym roku planuje obronić koszulkę MP w ITT na licencji Cyklosport.

Mistrzostwa Polski w jeździe indywidualnej na czas Masters, Złoty Potok 2014

W tym roku odpuściłam nieco MTB i po raz pierwszy spróbowałam sił w jeździe na czas na szosie. Mistrzostwa Polski z licencją Masters/ Cyklosport odbyły się pod koniec maja w Złotym Potoku. Trasa liczyła 20 km, z jednym nawrotem i niedużymi hopami (170 m przewyższenia na dystansie).

Obawiałam się nieco tych hop, bo góralka ze mnie żadna. Podczas wyścigu miałam jednak wrażenie, że treningi na trasie Kraków – Libiąż – Kraków odświeżane co weekend momentami na bezdechu za chłopakami z CK zrobiły swoje i idealnie przygotowały do tego wyścigu.

Klimat zawodów był świetny ale zupełnie inny od klimatu maratonów MTB. Większość zawodników rozgrzewała się niczym chomiki na trenażerach rozstawionych przy samochodach. Wzrok przykówały piękne rowery czasowe z jeszcze piękniejszymi kołami.

Każdy miał na wyścigu czas by dać z siebie wszystko. Ja też dałam, na mecie chwiałam się na nogach, ale opłacało się cisnąć  do upadłego do końca – wygrałam i wywalczyłam koszulkę mistrza Polski w TT 🙂

Sukces ma oczywiście wielu ojców, przede wszystkim Dominika Oględzińskiego, ale i p. Kazia Korcali (nie tylko za pożyczenie przedenigo koła – heliokoptera, ale przede wszystkim za „instytucję” Cichego Kącika). Dziękuje!

KOLARSKIE MISTRZOSTWA POLSKI W JEŹDZIE INDYWIDUALNEJ NA CZAS

Klasyfikacja końcowa kat. kobiety masters KM20 (1994-1985)

Organizator: Urząd Gminy w Janowie
AL.-REM Sport Częstochowa – Adam Stefański
Miejsce: Złoty Potok Dystans [km]: 20

Data: 31.05.2014 Przeciętna pręd. zwycięzcy [km/h]: 35,76

M-ce Nr start. Kod UCI Nazwisko i imię Klub / ekipa Kara
1  78  POL19900220 Ryłko Marta                                                                 33:33,65
2  32  POL19860509 Obrzud Sylwia KS Polart Nutraxx Team Poznań                    33:37,70
3 160 POL19890629 Chechelska Magdalena KTC Kielce                                      34:31,07

Mistrzostwa Polski ze startu wspólnego, Krzywiń 2014

W któryś majowy czwartek, podczas cotygodniowego wspólnego ‚Damskiego Treningu na Szosie’, Kasia Polakowska powiedziała mi, że w tym roku Mistrzostwach Polski Masters ze startu wspólnego będą odbywać się na płaskiej trasie pod Poznaniem.

Tym sposobem w połowie czerwca  znalazłam się razem z Kasią Polakowską i Romkiem Pietruszką w Krzywiniu. Trasa odbywała się na 15 km pętli. Kobiety miały do pokonania 3 pętlę, mężczyźni 8 pętli.

Na starcie stanęło 11 kobiet. Po pierwszej mini hopce było nas w grupie już tylko 9 dziewczyn. Adrenalina i jazda w grupce rywalek robi swoje i wyżyny osiąganego na hopkach tętna nie robiły na organizmie wrażenia.

Niestrudzenie na przodzie tępo wyznaczała Małgorzata Nowacka z Bydgoszczy. I robiła to przez wszystkie pętle. Gosia jechała równo, ciągnęła nas przez większość wyścigu . Podziw dla niej! Obiektywnie jednak tempo nie było wymagające, jeśli przyrównać to do zwykłego treningu z chłopakami. Kilka innych dziewczyn było aktywnych i próbowało naciągać na hopkach, szczególnie Kasia Polakowska, ale żadna z prób ataku nie była na tyle zdecydowana i mocna by rozerwać grupkę.

Ja byłam zupełnie nie aktywna w tych próbach, jedynie co robiłam to bezmyślnie momentalnie doskakiwałam do każdej dziewczyny, która próbowała urwać grupę na choćby kilka metrów. Muszę się jeszcze dużo nauczyć z wyścigowej jazdy i taktyki!

Plan był taki, żeby zaatakować kilometr przed metą. Plan zdał się na nic, bo reszta dziewczyn „o dziwo”  zaczęła jechać bardzo mocno już jakieś 2 km przed metą. A na nie niecały kilometr przed kreską, Gosia, mimo że napracowała się z nas tego dnia najwięcej, depnęła przeraźliwie mocno, tak że zostawiła sobie spokojnie kilka metrów przewagi nad grupą.  W efekcie wyszło mi chyba najmocniejsze 3 minuty w życiu na totalnym zapieku. Nie pamiętam jak to było po kolei ale ostatecznie nie wygrała ani prowadząca wyścig Gosia, ani zeszłoroczna mistrzyni Kasia, ja też, mimo że ostrzyłam sobie zęby na kreskę bo wiedziałam ze mam z czego na płaskim przyspieszać, zostałam z tyłu. Piękny finisz, odstawiając drugą zawodniczkę na długość roweru, pokazała Kasia Pernal z Łodzi. Gratulacje!

Lubelska Vuelta

Lubelska Vuelata to 4 etapowy wyścig.

Zaczął się prologiem – bardzo dobrą czasówką na 3,6 km…

Tego samego dnia odbył się start wspólny na 70 km. Po kilkunastu kilometrach jazdy w środku peletonu około 100 kolarzy, wyjechaliśmy na nieosłonięte od wiatru pole i zdecydowanie nie wytrzymałam rozrywającego wiatru, który przy prędkości jazy ~40 km/h był dla mnie zabójczy gdy zostałam z nim na pare metrów sama. Odpadłam z peletonu i zaczełam walczyć razem z kilkoma chłopakami. Było mocno ale nie udało się dogonić chocby będącej w zasięgu wzroku kolejnej grupki. Całość skończyła się dla mnie pechowo, w połowie dystansu z powodu defektu koła musiałam zejść z trasy.

Dobrze ze miałam koło w zapasie, następnego dnia mogłam wystartować w kolejnym starcie wspólnym. Tym razem 100 km. Tym razem całość w docelowo około 50 osobowym peletonie. Ja nie pracuje nic. Jedyne to na czym się skupiam to żeby nie zrobić głupiego ruchu. Jedziemy ze średnią prędkością 41 km/h, wszędzie jest mokro, woda leje się z pod kół chmary kolarzy z peletonu – dwukrotnie zlała nas doszczętnie przelotna burza.

Kolarze z przodu mordują pod mocny wiatr a praca reszty sprowadza się do szukania sobie najbardziej optymalnej i osłoniętej od wiatru pozycji. Jedyne mocne akcenty to niektóre zakręty, po których trzeba pilnować by znowu wskoczyć w „dobrą” „ciepłą” pozycję.

Siła peletonu robi swoje i jako jedyna kobieta w głównym peletonie, wjeżdżam z pół godzinną przewagą nad drugą kobietą – Sylwią Obrzud. A Sylwia pewnie bardziej się podczas tego wyścigu napracowała.

Wyścig zamknęła niedzielna czasówka. 13,6 km piękną leśną drogą. Po świetnej rozgrzewce zrobionej z drugim tego dnia wśród mężczyzn M2 Dominikiem Kapustą, wystartowałam na zupgradowanym dzieki Body Geometry Fit Studio – Tamarze i Pawłowi Werońskiemu rowerze, a właściwie kole. Jechałam na dostarczonym przez nich dysku (https://www.facebook.com/BodyGeometryFitStudio). Jechało się znakomicie 🙂 Dziękuje!

MTB Trophy

W naszym docelowym cyklu dość długa przerwa bo kolejny maraton dopiero w połowie lipca. Jednak nasza ekipa nie marnuje czasu i długi weekend czerwcowy wykorzysta na start w 4-dniowej etapówce MTB Trophy. Ósma edycja będzie prowadzić w kolejne dni przez Czantorię (dzień 1), Javorovy – czeski etap (dzień 2), Rycerzową (dzień 3) i ostatni etap Klimczok (dzień4). Wystartują Janek – debiutant w MTB Trophy oraz Wojtek już po raz czwarty. Obydwoje będą jechać dystans giga. Nowością w tym sezonie jest możliwość wystartowania w „połówce” Trophy. Różnica polega na tym, że jedzie się troszkę krótsze dystanse i robi mniej przewyższenia. Dla osób chcących spróbować swych sił w etapówce taka opcja na pierwszy raz jest jak znalazł… dla tych bardziej leniwych też.

Do zobaczenia na trasie!

Premiera – nowe stroje

Święta Wielkanocne już za pasem, smakołyki niekoniecznie kolarskie naszykowane ale w Wielką Sobotę trening też można zrobić. Dziś po raz pierwszy mieliśmy okazję pojeździć w nowych strojach na sezon 2014. Zupełnie inna szata graficzna, materiały i wykonawca. Trochę ryzykowaliśmy zamawiając nowe stroje ale pierwsze wrażenia są takie że się opłaciło. Na zakup nowych strojów mogliśmy sobie pozwolić dzięki hojności naszych sponsorów – firmom Krajowy-Serwis-Przemysł-Oświata oraz Arrow. Bardzo serdecznie dziękujemy za fundusze na nowe stroje.

#7 Wałbrzych

Nasza ekipa na przedostatni maraton wystawiła mocny skład – Kasia i Marta reprezentowały ładniejszą część drużyny a Marcin, Janek, Grześ, Arek i Wojtek reprezentowali część składu obdarzoną większą dawką testosteronu. Z racji, że to już końcówka sezonu każdy z nas chciał uzyskać jak najlepszy wynik celem zdobycia jak najwyższej pozycji w generalce przed ostatnim wyścigiem. Pogoda powitała nas zacnie – bezchmurne niebo, lekki wiaterek i piękne słońce. Warunki wprost idealne do ścigania. Organizator też staną na wysokości zadania i nie kombinował z trasą a postawił na sprawdzony schemat. Interwałowy charakter trasy po przejezdnych szutrowo-leśnych fragmentach okazał się strzałem w „dziesiątkę”. Przy dobrej nodze można było podjechać wszystko.

Od startu tempo bardzo dobre – każdy jechał na miarę swoich możliwości. Jak zwykle prym wiódł Marcin jadąc do pierwszego checkpointu w pierwszej 15 open! Dalej jechali Wojtek, tuż za nim jechał Arek z Jankiem a parę minut za nimi Grześ. Dziewczyny jechały trochę dalej, ale każda trzymała swoje tempo. Niestety mimo optymalnego przygotowania, świetnej formy pech nie opuszcza Wojtka i na szutrowym zjeździe w lesie wbija wkręt w oponę, co przekreśla szanse na dobry wynik… W dodatku brak obycia z kołami 29″ i ciśnieniami, jakie powinno się ładować po laczku w dętkę powodują tak dużą stratę, że pozostaje tylko dojechać do mety (sic!). Kolejno Wojtka mija Arek, Janek i Grześ. Dziewczyny też doganiają defektowicza, ale jak się już uporał z defektem rozpoczął pościg za resztą drużyny.

Drugi checkpoint i Marcin jedzie wciąż w pierwszej 15 open. Arek toczy bój z kolegą z eksdrużyny – Maćkiem, ale niestety nie udało mu się go dogonić. Pech w tym sezonie też nie opuszcza Grzesia. On też ma przygodę z oponą, ale jako wytrawny serwisant radzi sobie z tym o niebo lepiej niż Wojtek i nie traci na to prawie 20 minut a zaledwie cztery. Janek za drugim checkpointem zalicza klasyczny zgon – po 2,5 h jazdy nastąpiło odcięcie prądu. Kontuzja z początku sezonu i niemożność dobrego przygotowania do sezonu oraz brak bazy na dłuższe dystanse zbierają swoje żniwo. Ale Janek się niczym nie przejmuje i wypiera optymalne wyjście z sytuacji. Przeleżał kryzys w trawie, po czym kontynuował jazdę do mety w towarzystwie Marty.

Na metę dotarli wszyscy z drużyny, choć w różnych nastrojach. Marcin trochę stracił i ostatecznie przyjechał na 22 miejscu. Arek – ciepłolubny kolarz w tych warunkach zrobił bardzo dobry wynik ustalając rekordową zdobycz na górskiej trasie na 325 pkt. Grześ też dobrze pojechał, choć szkoda jego defektu. Także z bardzo dobrej strony pokazała się Marta tracą tylko nieco ponad 22 min do zwyciężczyni w swojej kategorii. Kasia mimo braku treningu i trochę słabszego wyniku była zadowolona, że trasę ukończyła. Wojtkowi niestety humor nie dopisywał, ale za to zdobył dużo nowych doświadczeń, które miejmy nadzieję, że zaowocują w przyszłości.

Po zawodach mieliśmy jeszcze dwie przygody – Kasia i Marcin mieli bliskie spotkanie z wałbrzyską latarnią. O dziwo z tą samą… chyba jakaś agresywna była w stosunku do przechodniów i rowerzystów. Na szczęście w przypadku Kasi skończyło się to bez szkód. Natomiast przypadek Marcina okazał się gorszy – miał mocno stłuczone żebra. Jego najbliższe starty stanęły pod znakiem zapytania ale lekarze chyba staną na wysokości zadania i obiecali, że Marcin da radę wystartować w Istebnej.

Poz. Kat. Imię i nazwisko Czas Strata open
22/2 M4 Marcin Reczyński 03:15:52.5 +00:23:05
44/24 M2 Arkadiusz Biczewski 03:32:12.4 +00:39:25
82/15 M4 Grzegorz Tympalski 03:53:00 +01:00:13
99/36 M2 Wojciech Bukowiecki 03:58:56.8 +01:06:09
160/45 M2 Janek Szczepański 04:27:59.5 +01:35:12
161/4 K2 Marta Ryłko 04:28:00.3 +01:35:13
204/8 K2 Katarzyna Machalica 05:07:28.9 +02:14:42

Mini zgrupowanie – Bad Goisern AUT

Już drugi rok z rzędu udałem się na wakacje i przy okazji mini zgrupowanie do Austrii. Wybór padł na tą samą miejscowość – Bad Goisern niedaleko Salzburga. Wybór bynajmniej nie jest przypadkowy ponieważ w tej miejscowości ma start największy jednodniowy austriacki maraton – Salzkammergut Trophy. Można połączyć dwie rzeczy – treningi i start w ciekawych zawodach. Jak by na to nie spojrzeć to można odnieść wrażenie, że sportem narodowym jest tutaj kolarstwo MTB. Na szlakach można spotkać małych, dużych, starych i młodych, przecinaków i zorganizowane wycieczki. Po prostu każdego. Czym bliżej zawodów tym więcej ludzi można spotkać na szlakach. Same szlaki i ich ilość przyprawiają o ból głowy. Każdy znajdzie coś dla siebie. Od tras po kilkanaście kilometrów po trasy liczące prawie po 100 km. Moja ulubiona to WM Strecke mająca 87,7 km i 2648 metrów przewyższenia. Po prostu bajka, są długie szutrowe podjazdy, techniczne odcinki zjazdów i to co najważniejsze w okolicy – widoki zapierające dech w piersiach. Oznaczenie szlaków jest permanentne a jest ich co niemiara. W samym Bad Goisern początek ma aż 8 różnych tras. W każdej pobliskiej miejscowości można znaleźć przynajmniej po kilka różnych tras. Na nudę nie można narzekać. Wisienką na torcie w całym regionie jest tzw. Dachstein Runde – dostępne w czterech wersjach – czerwona, niebieska, czarna i pomarańczowa. Każda inna! Po prostu – Austria rowerem stoi.