Po raz ostatni w tym sezonie spotkaliśmy się na starcie serii Garmin Powerade MTB Maraton 2012. Nasza ekipa stawiła się w komplecie – 9 osób. Po raz pierwszy w tym sezonie byliśmy w pełnej obsadzie. Finału nikt nie odpuścił, a co poniektórzy Zawodnicy mocno pozmieniali swoje plany zawodowe by móc wystartować w finale. Istebna powitała nas pogodą sprzyjająca do ścigania a każdy Zawodnik naszej drużyny miał w głowie pojechać na 110% swoich możliwości. Na nic analizy i wieczorne kalkulacje, drużyna ustaliła, że każdy ma jechać po swoje. Organizator postawił na sprawdzone rozwiązanie i powtórzył trasę z zeszłego sezonu. Nikt nie miał o to pretensji czy uwag, że nie ma nic nowego. Trasa jest znamienita i należy ją stawiać za przykład dobrze ułożonej trasy do ścigania!!!
Prawie 54 km ścigania na dystansie mega i ponad 1800 m przewyższenia mogły zwiastować spokojny początek ale nie na koniec sezonu. Od samego startu poszło takie tempo, że nogi puchły od samego patrzenia na pulsometr! Najszybszy start w sezonie. Po wjeździe w teren stawka zaczęła się mocno rozciągać i na pierwszym zjeździe było już luźno, nie znaczy, że wszyscy uciekli. To tu to tam ktoś kogoś wyprzedzał albo był wyprzedzany. Każdy na początku ma „świeżość” i stara się znaleźć jak najlepsze miejsce dla siebie w peletonie. Notabene cała trasa jest tak skonstruowana, że nie ma problemu z wyprzedzaniem. Największym smaczkiem jest podjazd na Ochodzitę – tam rozstrzygają się miejsca i ustalana jest kolejność. Marcin który za punkt honoru postawił sobie „objechanie” Janka niestety nie doszedł go na kultowym asfalcie. Janek zrzucił zębatkę niżej i wypruł pod górę jakby miał jakiś silniczek elektryczny. Wojtek toczył dzielne boje z zawodnikami z I-Sport aby na koniec sezonu przypieczętować przewagę nad druga krakowską drużyną. W dalszej części stawki toczyły się pojedynki wewnątrz drużynowe. Grześ odpierał ataki goniącego go Piotrka, a Marta i Tomek jechali swoje. Choć Tomek wytrwale próbował dogonić Martę, ta się jednak nie dała wyprzedzić. Szczęścia nie mieli niestety Kasia i Alan. Naszej liderce pękł hak i niestety nie było możliwości naprawienia go. Co więcej, Kasia chciał zmierzyć się z najmocniejszymi zawodniczkami, m. in. Olą Dubiel i zobaczyć jak jest między nimi różnica. Cóż, los czy też pech chciał inaczej a rozczarowanie z nie udanego startu było jeszcze większe. Natomiast Alan może mówić o mega pechu w tym sezonie. Co maraton to jakieś problemy ale złapanie 4 kapci to już armagedon i apokalipsa. Po wymianie dętek, proszeniu o nowe i łataniu starych postanowił nie kontynuować tej farsy i zrezygnował z dalszej jazdy. Nikt się temu nie dziwi bo są granice cierpliwości choć jego wytrwałość zasługuje na słowa uznania.
Końcówka trasy pomieszał szyki Jankowi. Złapał kapcia i z 27 miejsca open spadł na 41 pozycję. Wynik nie jest zły ale Janek nie był usatysfakcjonowany do końca. Defekt kolegi z drużyny wykorzystał Marcin. W końcu prześcignął Janka i po raz kolejny pokazał klasę w swojej kategorii wiekowej zajmując drugie miejsce w M4. Po maratonie powiedział: „Wygrana z Jankiem się nie liczy bo był defekt ale w przyszłym sezonie na pewno go objadę”. Wojtek ku uciesze tłumu na samym finiszu zaliczył spektakularną glebę na sekcji „korzennej”, 200 m przed metą. Potem powiedział: „Chcieli igrzysk to dostali”. Krew się na szczęście nie polała ale jego rower trochę ucierpiał. Reszta ekipy dojechał bez większych przygód za to w dobrych humorach. Na koniec sezonu co poniektórzy raczyli się złotym napojem chmielowym i oklaskiwali zwycięzców poszczególnych kategorii a niektórzy z naszej ekipy znaleźli się w gronie oklaskiwanych… ale o tym później w podsumowaniu sezonu.
Do zobaczenia w kolejnym sezonie !!!
Nasze wyniki:
Marcin Reczyński 38/2 M4 3:12:39
Janek Szczepański 41/17 M2 3:13:25
Wojtek Bukowiecki 80/32 M2 3:28:29
Grzegorz Tympalski 264/42 M4 4:22:54
Piotr Cisowski 290/49 M4 4:29:27
Marta Ryłko 308/12 K2 4:33:57
Tomek Markiewski 333/99 M2 4:39:59
Kasia Machalica, Alan Goss – DNF