Nasze starty

Mistrzostwa Polski w jeździe indywidualnej na czas Masters, Złoty Potok 2014

W tym roku odpuściłam nieco MTB i po raz pierwszy spróbowałam sił w jeździe na czas na szosie. Mistrzostwa Polski z licencją Masters/ Cyklosport odbyły się pod koniec maja w Złotym Potoku. Trasa liczyła 20 km, z jednym nawrotem i niedużymi hopami (170 m przewyższenia na dystansie).

Obawiałam się nieco tych hop, bo góralka ze mnie żadna. Podczas wyścigu miałam jednak wrażenie, że treningi na trasie Kraków – Libiąż – Kraków odświeżane co weekend momentami na bezdechu za chłopakami z CK zrobiły swoje i idealnie przygotowały do tego wyścigu.

Klimat zawodów był świetny ale zupełnie inny od klimatu maratonów MTB. Większość zawodników rozgrzewała się niczym chomiki na trenażerach rozstawionych przy samochodach. Wzrok przykówały piękne rowery czasowe z jeszcze piękniejszymi kołami.

Każdy miał na wyścigu czas by dać z siebie wszystko. Ja też dałam, na mecie chwiałam się na nogach, ale opłacało się cisnąć  do upadłego do końca – wygrałam i wywalczyłam koszulkę mistrza Polski w TT 🙂

Sukces ma oczywiście wielu ojców, przede wszystkim Dominika Oględzińskiego, ale i p. Kazia Korcali (nie tylko za pożyczenie przedenigo koła – heliokoptera, ale przede wszystkim za „instytucję” Cichego Kącika). Dziękuje!

KOLARSKIE MISTRZOSTWA POLSKI W JEŹDZIE INDYWIDUALNEJ NA CZAS

Klasyfikacja końcowa kat. kobiety masters KM20 (1994-1985)

Organizator: Urząd Gminy w Janowie
AL.-REM Sport Częstochowa – Adam Stefański
Miejsce: Złoty Potok Dystans [km]: 20

Data: 31.05.2014 Przeciętna pręd. zwycięzcy [km/h]: 35,76

M-ce Nr start. Kod UCI Nazwisko i imię Klub / ekipa Kara
1  78  POL19900220 Ryłko Marta                                                                 33:33,65
2  32  POL19860509 Obrzud Sylwia KS Polart Nutraxx Team Poznań                    33:37,70
3 160 POL19890629 Chechelska Magdalena KTC Kielce                                      34:31,07

Mistrzostwa Polski ze startu wspólnego, Krzywiń 2014

W któryś majowy czwartek, podczas cotygodniowego wspólnego ‚Damskiego Treningu na Szosie’, Kasia Polakowska powiedziała mi, że w tym roku Mistrzostwach Polski Masters ze startu wspólnego będą odbywać się na płaskiej trasie pod Poznaniem.

Tym sposobem w połowie czerwca  znalazłam się razem z Kasią Polakowską i Romkiem Pietruszką w Krzywiniu. Trasa odbywała się na 15 km pętli. Kobiety miały do pokonania 3 pętlę, mężczyźni 8 pętli.

Na starcie stanęło 11 kobiet. Po pierwszej mini hopce było nas w grupie już tylko 9 dziewczyn. Adrenalina i jazda w grupce rywalek robi swoje i wyżyny osiąganego na hopkach tętna nie robiły na organizmie wrażenia.

Niestrudzenie na przodzie tępo wyznaczała Małgorzata Nowacka z Bydgoszczy. I robiła to przez wszystkie pętle. Gosia jechała równo, ciągnęła nas przez większość wyścigu . Podziw dla niej! Obiektywnie jednak tempo nie było wymagające, jeśli przyrównać to do zwykłego treningu z chłopakami. Kilka innych dziewczyn było aktywnych i próbowało naciągać na hopkach, szczególnie Kasia Polakowska, ale żadna z prób ataku nie była na tyle zdecydowana i mocna by rozerwać grupkę.

Ja byłam zupełnie nie aktywna w tych próbach, jedynie co robiłam to bezmyślnie momentalnie doskakiwałam do każdej dziewczyny, która próbowała urwać grupę na choćby kilka metrów. Muszę się jeszcze dużo nauczyć z wyścigowej jazdy i taktyki!

Plan był taki, żeby zaatakować kilometr przed metą. Plan zdał się na nic, bo reszta dziewczyn „o dziwo”  zaczęła jechać bardzo mocno już jakieś 2 km przed metą. A na nie niecały kilometr przed kreską, Gosia, mimo że napracowała się z nas tego dnia najwięcej, depnęła przeraźliwie mocno, tak że zostawiła sobie spokojnie kilka metrów przewagi nad grupą.  W efekcie wyszło mi chyba najmocniejsze 3 minuty w życiu na totalnym zapieku. Nie pamiętam jak to było po kolei ale ostatecznie nie wygrała ani prowadząca wyścig Gosia, ani zeszłoroczna mistrzyni Kasia, ja też, mimo że ostrzyłam sobie zęby na kreskę bo wiedziałam ze mam z czego na płaskim przyspieszać, zostałam z tyłu. Piękny finisz, odstawiając drugą zawodniczkę na długość roweru, pokazała Kasia Pernal z Łodzi. Gratulacje!

Lubelska Vuelta

Lubelska Vuelata to 4 etapowy wyścig.

Zaczął się prologiem – bardzo dobrą czasówką na 3,6 km…

Tego samego dnia odbył się start wspólny na 70 km. Po kilkunastu kilometrach jazdy w środku peletonu około 100 kolarzy, wyjechaliśmy na nieosłonięte od wiatru pole i zdecydowanie nie wytrzymałam rozrywającego wiatru, który przy prędkości jazy ~40 km/h był dla mnie zabójczy gdy zostałam z nim na pare metrów sama. Odpadłam z peletonu i zaczełam walczyć razem z kilkoma chłopakami. Było mocno ale nie udało się dogonić chocby będącej w zasięgu wzroku kolejnej grupki. Całość skończyła się dla mnie pechowo, w połowie dystansu z powodu defektu koła musiałam zejść z trasy.

Dobrze ze miałam koło w zapasie, następnego dnia mogłam wystartować w kolejnym starcie wspólnym. Tym razem 100 km. Tym razem całość w docelowo około 50 osobowym peletonie. Ja nie pracuje nic. Jedyne to na czym się skupiam to żeby nie zrobić głupiego ruchu. Jedziemy ze średnią prędkością 41 km/h, wszędzie jest mokro, woda leje się z pod kół chmary kolarzy z peletonu – dwukrotnie zlała nas doszczętnie przelotna burza.

Kolarze z przodu mordują pod mocny wiatr a praca reszty sprowadza się do szukania sobie najbardziej optymalnej i osłoniętej od wiatru pozycji. Jedyne mocne akcenty to niektóre zakręty, po których trzeba pilnować by znowu wskoczyć w „dobrą” „ciepłą” pozycję.

Siła peletonu robi swoje i jako jedyna kobieta w głównym peletonie, wjeżdżam z pół godzinną przewagą nad drugą kobietą – Sylwią Obrzud. A Sylwia pewnie bardziej się podczas tego wyścigu napracowała.

Wyścig zamknęła niedzielna czasówka. 13,6 km piękną leśną drogą. Po świetnej rozgrzewce zrobionej z drugim tego dnia wśród mężczyzn M2 Dominikiem Kapustą, wystartowałam na zupgradowanym dzieki Body Geometry Fit Studio – Tamarze i Pawłowi Werońskiemu rowerze, a właściwie kole. Jechałam na dostarczonym przez nich dysku (https://www.facebook.com/BodyGeometryFitStudio). Jechało się znakomicie 🙂 Dziękuje!

#4 Wisła

Dla organizatorów był to 4 maraton w sezonie – dla nas pierwszy start w tym cyklu. W słonecznej Wiśle stawiliśmy się w cztero-osobowym składzie. Karolina, Arek, Janek i ja (czyt. Wojtek). Trasa była nam znana z zeszłego roku ponieważ nie została zmieniona. Dla mnie i dla Janka jednak był trochę nowa ponieważ zamierzaliśmy pojechać dystans giga. Karo i Aro postanowili sprawdzić się na dystansie mega. W krótszej wersji trasa miała 40 km i 1850 m przewyższenia a po dodaniu pętli na giga wychodziło 61 km i aż 2700 m w górę. Aż dziw bierze że na dwudziestu kilometrach dołożono prawie 1000 m ale patrząc na nastromienie podjazdów i ich długość to wszystko się zgadzało.

Trasa technicznie łatwa, ale stromizny dawały dobrze popalić w nogi. Do tego niezwykły upał – około 30 stopni Celcjusza spowodował że wiele osób nie zdecydowało się na pojechanie drugiej pętli. Startowaliśmy z różnych sektorów – przez co liczy się czas netto poszczególnych zawodników. Tworzy to dość niekomfortową sytuację ponieważ tak do końca nie wiadomo na jakiej pozycji w stawce się jedzie. Ze względu na jazdę na dystansie giga moje tempo było wolniejsze niż zwykle. Natomiast Arka chyba noga świerzbiła i doszedł mnie już na 20 km po czym minął mnie na podjeździe niczym TGV goniąc innych zawodników z krótszego dystansu. Niestety przez upał i mocne tempo trochę go przytkało na ostatnim podjeździe i dłużył mu się on okrutnie. Karolina natomiast miała lekki kryzys na najstromszych wzniesieniach ale na ostatnim podjeździe dystansu mega dostała pełnej werwy i dzięki temu udało jej się wskoczyć na 4 miejsce w kategorii oraz zająć 7 miejsce wśród kobiet!

Dla mnie i dla Janka po 36 km rozpoczynała się druga pętla. W tym upale było to morderstwo w biały dzień. Po raz kolejny pokonywanie stromych ścian odbierało resztki chęci do pedałowania. Janek wytrzymał dystans znacznie lepiej. Na dodatkową pętlę zdecydowało się tylko 77 zawodników z czego ukończyło tylko 67!

Reasumując – pogoda i warunki dopisały. Trasa technicznie łatwa aczkolwiek kondycyjnie bardzo wymagająca – bez względu na dystans.

MEGA:

Lp. Imię i nazwisko Msc./Msc kat. Kat. Czas
1. Arkadiusz Biczewski 93/38 M2 2:46:41
2. Karolina Kukuła 161/4 K2 3:04:42

 

GIGA:

Lp. Imię i nazwisko Msc./Msc. kat. Kat. Czas
1. Janek Szczepański 41/23 M2 4:21:07
2. Wojtek Bukowiecki 47/25 M2 4:38:36

#3 Karpacz

Karpacz Volvo MTB Marathon 2014 – edycja do zapamiętania. Zapowiadana jako kultowa, wymagająca i dająca dobrze w kość była taka w 100% a nawet więcej. Jak zwykle punktualnie o 11:00 rozpoczęliśmy wyścig. Kolejność prawie taka jak zawsze, Marcin na czele a za nim reszta naszego wesołego peletonu. Tam doszło do małego przetasowania i to Wojtek gonił Janka a nie na odwrót. Pierwszy podjazd prowadził pod Świątynię Wang. Można narzekać że asfaltowy, że nieciekawy ale ma jedną wielką zaletę – bardzo dobrze rozstawia wszystkich zawodników w miejsca gdzie najbardziej przystoi im jechać. Patrząc na mapę można trochę się zagubić ale oznakowanie było całkiem niezłe. Mimo to po 10 km ma miejsce niesłychana sytuacja. Karolina pomyliła trasę i zamiast jechać dalej na dystansie mega odbiła na najkrótszy dystans i zaraz potem zawitała na metę. Jakież było jej zdziwienie gdy zobaczyła stadion z balonami Organizatora. Jak potem wspólnie ustaliliśmy mając tzw. „dzień konia” ilość strzałek znakujących trasę, a raczej ich dostrzegalność spada co najmniej o połowę. Szkoda bo Karolina miała szansę na kolejny super wynik. Mówi się trudno i szykuje się na kolejne zawody.

Marcin w tym roku ma życiową formę. Na punkcie kontrolnym nad drugim zawodnikiem ma prawie 7,5 min przewagi a na mecie jest 12 minut szybciej. W tym roku Marcin wziął srogi rewanż nad trasą ponieważ rok temu walczył bardziej z defektami niż kolegami z trasy. Tym razem dobór dobrego ogumienia i ciśnienia  pozwolił cieszyć mu się każdym przejechanym kilometrem. Janek wraca do formy w super tempie. Tym razem zlał Wojtka bezlitośnie, który z resztą i tak miał bardzo kiepski dzień na ściganie. Problemy żołądkowe, dwie poważne wywrotki na zjazdach. Niestety ta druga wymusiła późniejszą wizytę w szpitalu po powrocie do domu ponieważ noga w okolicy uda tak bolała że nie widomo było czy lepiej leżeć, siedzieć czy stać. Szczęście w nieszczęściu, że nic poważnego się nie stało a diagnoza ograniczyła się tylko do sentencji: „to stłuczenie będzie boleć kilka tygodni… i to bardzo boleć”. Marta mimo wielkiej fascynacji szosą w najtrudniejszych maratonach daje radę i znów przyjeżdża w pierwszej dziesiątce open kobiet. Arek natomiast chyba czeka na drugą część sezonu żeby tam pokazać nogę na długich szutrowych podjazdach. Piotr konsekwentnie pnie się w górę i wyprzedził kilku kolegów z kategorii którzy zdołali go objechać we wcześniejszych maratonach. Do 20 miejsca w kategorii zabrakło mu troszkę ponad 5 min… ale sądzę że na kolejnym maratonie to 20 jest jego jak nie 15.

Trasa w Karpaczu wzbudza wiele kontrowersji – w szczególności poziomem trudności ale w naszej opinii jeden maraton w sezonie gdzie zjazdy a także podjazdy wymagają od zawodników niebagatelnej techniki, przełamania swoich barier psychicznych jest jak najbardziej wskazany. W tej formie jakiej ją podano to optimum, bo przecież trzeba pamiętać że kolarstwo MTB nie stoi tylko treningiem na szosie ale przede wszystkim w górach i lesie.

Msc. Msc. kat. Imię i nazwisko Czas Strata
22 1/M4 Marcin Reczyński 3:12:06,90 +00:22:52,67
54 26/M2 Janek Szczepański 3:32:24,94 +00:43:10,71
68 30/M2 Wojciech Bukowiecki 3:42:13,18 +00:52:58,95
95 37/M2 Arek Biczewski 3:52:58,78 +01:03:44,55
144 22/M4 Piotr Cisowski 4:18:45,58 +01:29:31,35
184 7/K2 Marta Ryłko 4:42:46,17 +01:53:31,94
DNF DNF Karolina Kukuła DNF DNF

#2 Złoty Stok

Pięknego, słonecznego poranka rozpoczęliśmy oficjalne ściganie w prawdziwych górach. Jak co roku pierwszy tysiąc w górę na maratonie pęka w Złotym Stoku. Tym razem na dystansie 39 km wykręciliśmy 1500 metrów w pionie. Trasa stosunkowo łatwa – 4 podjazdy i 4 zjazdy ale za to dają popalić. Trasa niezmienna od lat – przez Jawornik, Orłowiec i do Lutyni. Stamtąd bardzo męczącym podjazdem zdobyliśmy Górę Borówkową. Ze szczytu najtrudniejszy zjazd po porzecznych korzeniach i momentami kamieniach wielkości małego telewizora. Chyba każdy zawodnik pod koniec zjazdu, po cichu w duszy błaga o jakiś podjazd. Na koniec zjazdu ręce i ramiona już tak bolą, że można zapomnieć jak się nazywasz. Potem jeszcze jedna sztajfa w górę i szutrowy zjazd do mety na którym można podkręcić średnią prędkość maratonu o dobrych kilka km/h.

Marcin na trasie jak zwykle wyrwał z czołówką. Tempo było tak duże na pierwszym podjeździe, że niektórzy najmocniejsi zawodnicy oddychali rękawami… a to dopiero był początek. Marcin wytrzymał szalone tempo i podjazd na Górę Borówkową skończył przed Dominikiem Oględzieńskim z Cyklotrenera który miał w zwyczaju go regularnie objeżdżać. Podjazd podjazdem ale na zjeździe Dominik nie odpuszcza Marcinowi i w stylu iście zjazdowym mija naszego lidera. Wyrobionej przewagi nie oddaje już do końca. Marcin jednak w swojej kategorii jest nadal bezkonkurencyjny – drugi raz z rzędu najwyższy stopień na pudle. Góra Borówkowa ma to do siebie że lubi rozdawać karty. Ja ścigam się w tym sezonie zaciekle z Wojtkiem Dela z Profidea S-Works. Na borówkach byłem pierwszy i to ja prowadziłem przez większość zjazdu. O tyle było to fantastyczne uczycie że Wojtek z Profidea zjeżdża lepiej niż ja a musiał się mocno naginać aby utrzymać szalone tempo na zjeździe. Niestety jeden błąd powoduje zamianę miejsc i do ostatniego podjazdu to ja gonię kolegę. Na 3 km przed metą rozpoczynam finisz, szutrowe zakręty pokonujemy na granicy przyczepności ale to mój rywal okazuje się sprytniejszy tuż przed finiszem i ogrywa mnie na kresce jak zółtodzioba. Mimo przegranego pojedynku jestem bardzo zadowolony ze startu. Parę minut za nami dojeżdża Janek który zaczyna wchodzić na coraz wyższe obroty. W Karpaczu może już dobrze pogonić niektórych zawodników. Arek niestety nie może odpalić nogi po raz kolejny. Relacja oczami Arka przybliży szczegóły. Karolina cały maraton zacięcie ścigała mocniejsze koleżanki walcząc o jak najwyższą pozycję. Na ostatnim stromym i krótkim zjeździe odskakuje dwóm koleżankom, w tym jednej bezpośredniej rywalce w kategorii. Na mecie okazuje się, że wyrobiła nad zawodniczką z Gomoli 2 min 30 sek. a nad koleżanką z kategorii – Olgą Niewiarowską – Trek Gdynia – równe 3 min. Dzięki temu po raz kolejny wskakuje na pudło. Mart przyjeżdża 7 minut po Karolinie co pozwala jej zając dobre, 8. miejsce. Piotr nas już przyzwyczaił do tego, że na każdym maratonie jest progres. Nie inaczej było tym razem – wynik z zeszłego roku poprawił o 6 minut. Grześ i Tomek dojechali maraton w swoim tempie. Grześ jak zwykle drażni niektórych kolegów z kategorii. Mimo że w tym roku nie jest tak szybki pod górę to kocie ruchy i bajeczna technika na zjazdach pozostały.

Gratulacje należą się naszej najlepszej kibicce – Teresie Markiewskiej. Mimo iż z powodu wielu obowiązków zawodowo rodzinnych nie ma czasu trenować startowała z nami w Złotym Stoku. Mimo wielu przeciwności i małej ilości kilometrów treningowych pokonała wymagającą trasę maratonu pokonując przy okazji jeszcze kilka zawodniczek i zawodników.

Msc. Open Msc. Kat. Kat. Imię i nazwisko Czas Strata
37 1 M4 Marcin Reczyński 2:13:56,19 +00:17:32,16
54 27 M2 Wojciech Bukowiecki 2:21:18,68 +00:24:54,65
93 38 M2 Janek Szczepański 2:30:56,98 +00:34:32,95
110 43 M2 Arkadiusz Biczewski 2:35:13,84 +00:38:49,81
138 20 M4 Piotr Cisowski 2:42:57,97 +00:46:33,94
159 3 K2 Karolina Kukuła 2:48:07,26 +00:51:43,23
199 8 K2 Marta Ryłko 2:57:50,40 +01:01:26,37
202 32 M4 Grzegorz Tympalski 2:58:33,01 +01:02:08,98
297 103 M3 Tomasz Markiewski 3:44:23,76 +01:47:59,73
328 117 K2 Teresa Markiewska 4:18:49,03 +02:22:25,00

#1 Murowana Goślina

Nasze oficjalne starty rozpoczęliśmy od cyklu MTB Marathon w Murowanej Goślinie. Stawiliśmy się w mocnym, 7 osobowym składzie – Karolina, Marta, Marcin, Piotr, Grzegorz, Arek i ja. Trasa nam dobrze znana miała w tym roku troszkę mniej kilometrów niż zwykle, bo 65 i niewiele ponad 500 m przewyższenia ale pozwalała dobrze rozkręcić się na początek. Wiele osób narzeka, że na początek nudno i płasko ale chyba każdy z nas potwierdzi, że mimo iż trasa nie jest wymagająca technicznie to może dobrze dać w kość. Trasa fajnie poprowadzona nad Wartą oraz przez Górę Dziewiczą potrafi rozciągnąć bardzo mocno stawkę.

Marcin jak zwykle wysoko zawiesił poprzeczkę i zdominował swoją kategorię. Nad drugim zawodnikiem miał 3 minuty przewagi. Bardzo długa jazda z czołową grupą przyniosła efekt. Mimo kilku upadków na śliskich zakrętach i szaleńczym tempie Marcin konsekwentnie budował swoją przewagę nad kolejnym zawodnikiem – Romanem Frankiewiczem z ZVL Kreidler Sportiva. Jako kolejny na metę wpadłem ja, z 6 minutami straty do Marcina. „Kasowanie” kolejnych grup kosztowało mnie wiele sił ale nie to było największym problemem… przymusowy postój na potrzebę wyeliminował mnie z gry i zmusił do wysiadki z rozpędzonego, 10 wagonowego pociągu. Mówi się trudno i dalej się jechało o własnych siłach. Pocieszające jest to że większość osób z mojego TGV dogoniłem. Jako kolejny na metę wpadł Arek. Niestety widać jeszcze skutki przerwy spowodowanej wypadkiem i kontuzją w okresie przygotowawczym ale Aro pokazuje coraz mocniejsza nogę.

Świetną postawę zaprezentował także Piotr. Dystans z zeszłego roku został skrócony o 5 km a Piotr poprawił się o 30 min !!! Super debiut zaliczyła także Karolina. Zajęła trzecie miejsce w kategorii K2 oraz 7 miejsce wśród kobiet open. Co więcej, miejsce na pudle wywalczyła po długim finiszu na ostatniej prostej. Powalczyła z Olgą Niewiarowską z Trek Gdynia i wygrała o 2,9 sek. Marta była 8 w kategorii. Duża ilość kilometrów pozwala na jazdę w równym tempie ale w górach będzie potrzebne trochę więcej zacięcia na podjazdach.

Największym pechowcem został Grześ, niestety na ostatnim podjeździe na Górę Dziewiczą zerwał łańcuch. Na naprawie stracił około 10 minut ale mimo to dojechał do mety.

Start zaliczymy do udanych ponieważ udało nam się poprawić zdobycz punktową z zeszłego roku. Miejmy nadzieję, że na kolejnych maratonach także będziemy konsekwentnie poprawiać nasze zdobycze punktowe.

Wyniki MTB Marathon – #1 Murowana Goślina

Miejsce Msc Kat. Kat. Imię i nazwisko Czas Strata
1 1 M2 Mikołaj Jurklowaniec 02:14:16,64 00:00:00,00
24 1 M4 Marcin Reczyński 02:25:24,00 00:11:07,36
44 22 M2 Wojciech Bukowiecki 02:31:32,98 00:17:16,34
96 31 M2 Arkadiusz Biczewski 02:43:01,41 00:28:44,77
111 22 M4 Piotr Cisowski 02:47:13,72 00:32:57,08
124 3 K2 Karolina Kukuła 2:49:57,52 00:35:40,88
142 26 M4 Grzegorz Tympalski 02:58:26,61 00:44:09,97
173 8 K2 Marta Ryłko 03:05:45,02 00:51:25,67

#8 Istebna

W Istebnej po raz kolejny odbyło się zakończenie cyklu Powerade Volvo MTB Maraton 2013. Nasza ekipa stawiła się w stosunkowo mocnym, choć niepełnym składzie – Marta, Marcin, Piotr, Grzegorz, Janek, Arek i ja (czyt. Wojtek). Wszyscy byli pełni obaw o pogodę ale ta spisała się na medal. Dzień przed startem się rozpogodziło i przestało padać. Jak widomo, że w Beskidzie Śląskim popada to teren staje się bardzo trudny i wymagający dla rowerzystów. Po ciągłych opadach wybór dobrych opon był kluczowy. Większość z nas wstrzeliła się z oponami. Tylko Arek miał pecha ponieważ paczka z oponami nie zdążyła przyjść na czas. Niestety przełożyło się to na jego wynik. Trasa była taka jak w zeszłych latach z wyjątkiem końcówki, która została zmieniona ponieważ silne opady sprawiły, że ostatnie kilometry trasy stały się nieprzejezdne. Podejrzenie jest takie, że błoto było tam po pachy i Organizator wolał abyśmy jechali na rowerach niż je pchali w błocie po osie.

Od samego startu tempo było mordercze, pierwszy asfaltowy fragment został pokonany ze średnią prędkością ponad 30 km/h. Zaraz po wjeździe w teren rozpoczęliśmy podjazd na którym bardzo szybko każdy znalazł swoje miejsce w stawce. Kolejność jak zwykle – w czubie Marcin, trochę za nim Arek i ja, dalej Janek i Grześ a potem Piotr i Marta. Z racji tego iż był to ostatni maraton każdy toczył zacięty bój o jak największą ilość punktów do klasyfikacji indywidualnej jak i drużynowej. Bardzo zacięta walka rozegrała się między mną z zawodnikami MaxxBike – Przemysławem Janiak i Kamilem Lesiak. Niestety ten pierwszy był szybszy, natomiast Kamilowi udało mi się uciec aż na ponad 12 minut. Może gdyby nie dolegliwości żołądkowe to udałoby się dogonić i Przemka. Jego ataki natomiast odpierał Marcin, który po około 2 godzinach jazdy też zaczął odczuwać jakieś dolegliwości żołądkowe. Chyba nasze żołądki miały już dość sezonu i różnych specyfików typu żele i izotonik. Choć jeszcze rano nic na to nie wskazywało. Marcin także walczył o pierwsze miejsce w generlace M4 z Piotrem Huziorem z JMP Race oraz Sławkiem Bartnikiem. Ten pierwszy prezentował wyborną formę w drugiej połowie sezonu co powodowało że był poza zasięgiem a drugi z nich niestety nie ukończył maratonu. Marta także walczyła o wysokie lokaty choć koleżanki zawiesiły jej bardzo wysoko poprzeczkę. Przyjechała 7 wśród pań w kat K2.

Arek ze względu na wcześniej już wspomniane opony nie mógł rozwinąć skrzydeł na trasie i z powodu braku przyczepności tracił sporo na trasie. W szczególności na zjazdach. Janek natomiast powoli zaczyna wracać do dyspozycji i po kontuzji z początku sezonu zaczyna być widać iż idzie wszystko w dobrym kierunku. Przejechał cały dystans bez kryzysu i żadnej „bomby” jak to miało miejsce w Wałbrzychu. Niestety Grześ nie ukończył maratonu. Zmęczenie sezonem, treningami i trudność trasy zrobiły swoje i pokazały jak ważna jest regeneracja w trakcie sezonu. Niestety skurcze były tym razem zbyt silne aby kontynuować zmagania z tak wymagającą trasą. W szczególności, że podjazdy w błocie wymagał zdwojonej intensywności. Kolejny raz dobrą postawę zaprezentował Piotr, po międzyczasie i zajmowanych  pozycjach widać, że cały czas wyprzedził. Od checkpointu poprawił się 41 pozycji!

Ostatni maraton tego cyklu zakończyliśmy z dobrymi wynikami i w dobrych nastrojach. Na zakończenie sezonu i wręczenie pucharów czekaliśmy w dobrych humorach i doborowym towarzystwie współtowarzyszy z tras. Głównej nagrody w tomboli nikt z nas nie zgarnął ale mnie udało się załapać na mniejszą ale nie mniej fajną nagrodę w konkursie – aparat Olympus.

Wyniki:

Poz. Imię i nazwisko Kat Czas Strata
39/4 Marcin Reczyński M4 03:30:55.2 + 00:42:44
48/25 Wojciech Bukowiecki M2 03:36:27.6 + 00:48:16
73/37 Janek Szczepański M2 03:52:29.8 + 01:04:19
104/41 Arkadiusz Biczewski M2 04:14:32.1 + 01:26:21
143/26 Piotr Cisowski M4 04:33:20.3 + 01:45:09
174/7 Marta Ryłko K2 04:48:19.5 + 02:00:08
DNF Grzegorz Tympalski M4 DNF DNF

#7 Wałbrzych

Nasza ekipa na przedostatni maraton wystawiła mocny skład – Kasia i Marta reprezentowały ładniejszą część drużyny a Marcin, Janek, Grześ, Arek i Wojtek reprezentowali część składu obdarzoną większą dawką testosteronu. Z racji, że to już końcówka sezonu każdy z nas chciał uzyskać jak najlepszy wynik celem zdobycia jak najwyższej pozycji w generalce przed ostatnim wyścigiem. Pogoda powitała nas zacnie – bezchmurne niebo, lekki wiaterek i piękne słońce. Warunki wprost idealne do ścigania. Organizator też staną na wysokości zadania i nie kombinował z trasą a postawił na sprawdzony schemat. Interwałowy charakter trasy po przejezdnych szutrowo-leśnych fragmentach okazał się strzałem w „dziesiątkę”. Przy dobrej nodze można było podjechać wszystko.

Od startu tempo bardzo dobre – każdy jechał na miarę swoich możliwości. Jak zwykle prym wiódł Marcin jadąc do pierwszego checkpointu w pierwszej 15 open! Dalej jechali Wojtek, tuż za nim jechał Arek z Jankiem a parę minut za nimi Grześ. Dziewczyny jechały trochę dalej, ale każda trzymała swoje tempo. Niestety mimo optymalnego przygotowania, świetnej formy pech nie opuszcza Wojtka i na szutrowym zjeździe w lesie wbija wkręt w oponę, co przekreśla szanse na dobry wynik… W dodatku brak obycia z kołami 29″ i ciśnieniami, jakie powinno się ładować po laczku w dętkę powodują tak dużą stratę, że pozostaje tylko dojechać do mety (sic!). Kolejno Wojtka mija Arek, Janek i Grześ. Dziewczyny też doganiają defektowicza, ale jak się już uporał z defektem rozpoczął pościg za resztą drużyny.

Drugi checkpoint i Marcin jedzie wciąż w pierwszej 15 open. Arek toczy bój z kolegą z eksdrużyny – Maćkiem, ale niestety nie udało mu się go dogonić. Pech w tym sezonie też nie opuszcza Grzesia. On też ma przygodę z oponą, ale jako wytrawny serwisant radzi sobie z tym o niebo lepiej niż Wojtek i nie traci na to prawie 20 minut a zaledwie cztery. Janek za drugim checkpointem zalicza klasyczny zgon – po 2,5 h jazdy nastąpiło odcięcie prądu. Kontuzja z początku sezonu i niemożność dobrego przygotowania do sezonu oraz brak bazy na dłuższe dystanse zbierają swoje żniwo. Ale Janek się niczym nie przejmuje i wypiera optymalne wyjście z sytuacji. Przeleżał kryzys w trawie, po czym kontynuował jazdę do mety w towarzystwie Marty.

Na metę dotarli wszyscy z drużyny, choć w różnych nastrojach. Marcin trochę stracił i ostatecznie przyjechał na 22 miejscu. Arek – ciepłolubny kolarz w tych warunkach zrobił bardzo dobry wynik ustalając rekordową zdobycz na górskiej trasie na 325 pkt. Grześ też dobrze pojechał, choć szkoda jego defektu. Także z bardzo dobrej strony pokazała się Marta tracą tylko nieco ponad 22 min do zwyciężczyni w swojej kategorii. Kasia mimo braku treningu i trochę słabszego wyniku była zadowolona, że trasę ukończyła. Wojtkowi niestety humor nie dopisywał, ale za to zdobył dużo nowych doświadczeń, które miejmy nadzieję, że zaowocują w przyszłości.

Po zawodach mieliśmy jeszcze dwie przygody – Kasia i Marcin mieli bliskie spotkanie z wałbrzyską latarnią. O dziwo z tą samą… chyba jakaś agresywna była w stosunku do przechodniów i rowerzystów. Na szczęście w przypadku Kasi skończyło się to bez szkód. Natomiast przypadek Marcina okazał się gorszy – miał mocno stłuczone żebra. Jego najbliższe starty stanęły pod znakiem zapytania ale lekarze chyba staną na wysokości zadania i obiecali, że Marcin da radę wystartować w Istebnej.

Poz. Kat. Imię i nazwisko Czas Strata open
22/2 M4 Marcin Reczyński 03:15:52.5 +00:23:05
44/24 M2 Arkadiusz Biczewski 03:32:12.4 +00:39:25
82/15 M4 Grzegorz Tympalski 03:53:00 +01:00:13
99/36 M2 Wojciech Bukowiecki 03:58:56.8 +01:06:09
160/45 M2 Janek Szczepański 04:27:59.5 +01:35:12
161/4 K2 Marta Ryłko 04:28:00.3 +01:35:13
204/8 K2 Katarzyna Machalica 05:07:28.9 +02:14:42

#6 Korbielów

Szósta edycja Powerade Volvo MTB Maraton miała miejsce w Korbielowie. Stawiliśmy się tam w męskim składzie, dziewczyny niestety nie mogły wystartować. Trasa była bardzo podobna do zeszłorocznej z małymi, tylko kosmetycznymi zmianami. Najlepsze smaczki zostały nieruszone. Niestety aura jak na wakacyjne miesiące nas nie rozpieściła… po raz drugi na zawody po pięknych słonecznych dniach przychodzi załamanie pogody na same zawody. Nasi szpiedzy donieśli, że w piątek było oberwanie chmury a w sobotę, kiedy zjawiliśmy się na starcie cały czas mżyło a temperatura oscylowała w granicach 12 stopni.

Start był stosunkowo łatwy, bo prowadził w dół, ale zaraz potem był kultowy podjazd. Prawie 300 m w pionie na dystansie niecałych 5 km. Wszystkim poszło to solidnie w nogi. Z naszej ekipy jak zwykle najsprawniej radził sobie Marcin. Dalej w trzy osobowym zestawie tasowali się Arek, Janek i Wojtek. Dalej jechali Grześ, Piotr, Alan i Tomek. Marcin cały dystans pilnował wysokiego, 19 miejsca open. Sprzyjający mikroklimat Korbielowa oraz Beskidu Żywieckiego dodaje niesamowitej mocy Arkowi. Pomimo bardzo stromych podjazdów i wymagających, ultratechnicznych zjazdów za którymi nie przepada, Arek czuł się na trasie jak ryba w wodzie. Tuż za pierwszy podjazdem odrywa się od Janka jadącego tuż przed Wojtkiem i pozostawia ich mocno w tyle. Wojtek gubi koło Janka w okolicach Trzech Kopców.  Dalej mimo niesprzyjających warunków swoim tempem jedzie Grzegorz i Piotr. Alan nie uniknął po raz kolejny przygód i po upadku uszkodził klamki hamulcowe, co skutecznie uniemożliwiło mu zjeżdżanie. Mimo to Alan mieści się w limicie czasu i zostaje wpuszczony na dalszą część trasy mega. Tomek niestety już nie mieści się w limicie i zostaje skierowany na trasę mini.

Dalsza część trasy przebiega bez większych emocji. Każdy jedzie swoim tempem po znanych z zeszłego roku szlakach. Zaskoczeniem na trasie jest lekka modyfikacja zjazdu zielonym szlakiem z Rysianki. Mimo zmian zjazd ten jest nadal atrakcyjny i niczego mu nie brakuje. Hamulce można na nim dobrze usmażyć a tarcze rozgrzać do czerwoności. Tuż za drugim bufetem czeka na nas Tomek, który został zmuszony do pojechania dystansu mini. Tam pomaga Arkowi i Jankowi na bufecie. Na Wojtka się nie doczekał. Marcin wciąż lideruje w naszej ekipie i w końcówce wyścigu nie daje sobie odebrać fenomenalnej, 19 pozycji open oraz 2 miejsca w M4. Arek jedzie wciąż jak natchniony aż do ostatniego zjazdu, na którym nieszczęśliwie myli trasę. Na pomyłce stracił około 6 min i w efekcie, czego przyjechał za Wojtkiem, który od drugiego bufetu złapał drugi oddech i w szybkim tempie minął mocno już zmęczonego Janka. Tak mocnej końcówki nie wskazywała słaba jazda w pierwszej części dystansu. Grześ będąc dobrze przygotowanym zmaga się na trasie z jakimś osłabieniem i ogólną niemocą. Mimo tego do mety dojeżdża z całkiem dobrym wynikiem. Piotr konsekwentnie realizuje założenia trenera i z maratonu na maraton jego pozycja w peletonie się poprawia. Z ósemki naszych, teamowiczów jako siódmy dojeżdża Alan. Dla niego na tym maratonie największe brawa z wytrwałość i ukończenie zawodów mimo poważnych problemów technicznych. Tomek niestety kończy tylko trasę mini i zalicza DNF.

Msc. Open Msc. Kat Imię i nazwisko Czas Strata
19 2/M4 Marcin Reczyński 03:41:40.1 +00:34:41
34 13/M2 Wojciech Bukowiecki 03:57:58.5 +00:50:59
35 14/M2 Arkadiusz Biczewski 03:59:39.2 +00:52:40
38 15/M2 Janek Szczepański 04:04:20.3 +00:57:21
62 10/M4 Grzegorz Tympalski 04:24:45.3 +01:17:46
130 23/M4 Piotr Cisowski 05:20:38.6 +02:13:39
186 44/M2 Alan Goss 07:29:01.5 +04:22:02
DNF DNF Tomasz Markiewski DNF DNF