Wszytkie posty od Arek Biczewski

#5 Piwniczna Zdrój

Pogoda na maratonie w Piwnicznej-Zdroju to najgrubszy „żart” tego sezonu. Już parę dni przed startem zaczęło być deszczowo i stopniowo się ochładzać, by w dniu zawodów zafundować kolarzom 10°C, deszcz i silny wiatr… Czyżby za dużo trzynastek w dacie (13.07.2013)?

Ze względu na środek sezonu wakacyjnego (oraz prognozy?) pojawiliśmy się w mocno okrojonym składzie. Przed startem każdy jak mógł najdłużej poszukiwał ciepłego i suchego miejsca, by dopiero tuż przed zamknięciem sektorów skierować się w stronę tunelu startowego.

Choć przebieg trasy był identyczny do zeszło-rocznego (nie licząc zmiany ostatniego zjazdu, niemożliwego do pokonania w tych warunkach), to jednak wrażenia z jazdy były zupełnie odmienne. Już pierwszy, wtedy szybkie trawersy, były śliskie, a odcinki w lesie błotniste.

Najdłuższy podjazd trasy z Rytra na przeł. Żłobki (pomiędzy Wlk.Rogaczem i Radziejową) o długości 10km i średnim nastromieniu 7% pokonywało się bez zmian (nie licząc ograniczającej widoczność mżawki na okularach), lecz dalszy odcinek grzbietem poprzecinany już był wcale nie małymi kałużami. Również szutrowe zjazdy, szybkie rok temu, teraz wymagały sporo uwagi, gdyż niejednolite, namoknięte podłoże potrafiło znienacka szarpnąć kierownicą na bardziej sypko-grząskich odcinkach.

Podjazd łąką za Rezerwatem Białej Wody wymagał nieco balasu ciałem, by nie zabuksować na przemoczonej trawie. Końcowy odcinek ciągnie się błotem i kałużami bez końca, a i porywisty chłodny wiatr nie uprzyjemnia zadania dotarcia do mety.

Tam na szczęście organizator stanął na wysokości zadania, i poza standardowym makaronem (ciepłym!) oferuje również gorącą (i jeśli kto chce słodką) herbatę. Część osób próbuje ogrzać się przy znajdującym się w pobliżu grillu, jednak szarpiący namiotami wiatr mocno utrudnia to zadanie.

Wymagające warunki poskutkowały 16% DNF (43 spośród 270 uczestników), w tym niestety Tomka. Nasi pozostali zawodnicy zdołali dotrzeć do mety:

Msc. open Msc.kat. Kto Czas
1 1 M2 Mateusz Zoń 2:50:22
32 3 M4 Marcin Ręczyński 3:26:24
79 25 M2 Arek Biczewski 4:01:30
122 23 M4 Piotr Cisowski 4:30:42
155 6 K2 Marta Ryłko 04:59:35
DNF DNF Tomek Markiewski DNF

#2 Złoty Stok

Pierwsze górskie ściganie, tradycyjnie już, miało miejsce w Złotym Stoku. Na start wybrała się liczna  7-osoba ekipa (wielkim nieobecnym był Wojtek, którego w Krakowie zatrzymały inne obowiązki i nie tylko). Przed startem, w okolicach biura zawodów wyraźnie widać było, że zmiany terminów dały się we znaki – dawno na tej edycji nie było tam takich kolejek. Z tego też względu start był nieznacznie opóźniony (10min). W przeciwieństwie do konkurencyjnych Zdzieszowic w niczym to jednak nie przeszkadzało – pogoda wystawiła swoich najlepszych zawodników i od rana raczyła wszystkich promieniami słońca i przyjemnym (ok. 22°C) ciepłem.

Początek trasy to długa i mozolna wspinaczka na Jałowiec – ponad 500m w pionie i ponad 8km podjazdu do pokonania. Każdy w teamie ma własną metodę na zmierzenie się z tą górą. Jedni od startu cisnęli ile sił w nogach, inni woleli spokojniejsze rozkręcenie obrotów by zaatakować przed szczytem bądź wyjazd równym, trochę wolniejszym tempem i zachowanie sił na kolejne wzniesienia.

Zjazd na początku i końcu lekko techniczny, w środku jednak łatwy i szybki i już walczymy z kolejnym szutrowym podjazdem. Końcówka podjazdu jak i zjazd biegnie szeroką i wygodną drogą p.poż. Zabrakło  w tym roku zakończenia zjazdu po bardziej płaskiej ale niezwykle wyboistej drodze – przeszkodził odpust w Lutynii. Dzięki temu też podjazd na najbardziej charakterystyczny punkt trasy – Górę Borówkową – jest nieco krótszy, choć nie mniej ciężki. Po minięciu stojącej na szczycie wieży rozpoczyna się najcięższy zjazd na trasie. Na mecie słyszymy, że nie tylko nam chciało wyrwać kierownicę jak na sztywnym rowerze, a palce bolały od hamowania – tutaj po prostu tak jest.

Na tym jednak nie koniec atrakcji, na zakończenie niezwykle smakowity (a raczej kąśliwy) podjazd o odcinkach dochodzących do 20% nachylenia. Najlżejsze przełożenie gęsto było w użyciu, a i tak nie zawsze starczało. Nagroda za jego pokonanie była jak najbardziej adekwatna: 8,5km szybkich zjazdów, aż do samej mety!

Tradycyjnie najszybciej trasę pokonywał Marcin. Dalej lekka luka, którą starali zapełnić się Arek z Grześkiem (tasujący się w pierwszej połowie trasy). Drobnym zaskoczeniem była dalsza lokata Janka, ale jak to skwitował „zdarza się nawet najlepszym” i zapewnił, że na kolejnych maratonach będzie walczył w szpicy :). Kasia jeszcze nie do końca wpadła w swój rytm na podjazdach, ale podobnie jak Marta nie dawała szans konkurencji na zjazdach. Dzięki temu nie straciły zbyt wiele do najszybszej kobiety na trasie i wyraźnie przyczyniły się do dorobku punktowego drużyny na tej imprezie.

Po weryfikacji wyników na mecie okazało się, że tym razem trochę zabrakło do miejsc na pudle, jednak dzięki Marcinowi i Kasi nie zabrakło nas podczas dekoracji. Dzięki dobrej postawie całego teamu zdobyliśmy 1345,43 punkty (aż 219 więcej niż rok wcześniej!) oraz awansowaliśmy na 5-tą pozycję w klasyfikacji drużynowej. Nie wiadomo jeszcze do końca, które drużyny będą walczyć o klasyfikację generalną, ale z pewnością jest to dobry punkt wyjścia przed kolejnymi górskimi maratonami.

Wyniki:

Msc. open Msc.kat. Kategoria Kto Czas
1 1 M2 Marcin Kawalec 1:50:20
33 4 M4 Marcin Ręczyński 2:08:40
75 33 M2 Arek Biczewski 2:22:55
82 10 M4 Grzegorz Tympalski 2:24:33
133 50 M2 Janek Szczepański 2:35:13
183 4 K2 Kasia Machalica 2:47:49
185 31 M4 Piotr Cisowski 2:48:45
197 5 K2 Marta Ryłko 2:50:02