Lubelska Vuelata to 4 etapowy wyścig.
Zaczął się prologiem – bardzo dobrą czasówką na 3,6 km…
Tego samego dnia odbył się start wspólny na 70 km. Po kilkunastu kilometrach jazdy w środku peletonu około 100 kolarzy, wyjechaliśmy na nieosłonięte od wiatru pole i zdecydowanie nie wytrzymałam rozrywającego wiatru, który przy prędkości jazy ~40 km/h był dla mnie zabójczy gdy zostałam z nim na pare metrów sama. Odpadłam z peletonu i zaczełam walczyć razem z kilkoma chłopakami. Było mocno ale nie udało się dogonić chocby będącej w zasięgu wzroku kolejnej grupki. Całość skończyła się dla mnie pechowo, w połowie dystansu z powodu defektu koła musiałam zejść z trasy.
Dobrze ze miałam koło w zapasie, następnego dnia mogłam wystartować w kolejnym starcie wspólnym. Tym razem 100 km. Tym razem całość w docelowo około 50 osobowym peletonie. Ja nie pracuje nic. Jedyne to na czym się skupiam to żeby nie zrobić głupiego ruchu. Jedziemy ze średnią prędkością 41 km/h, wszędzie jest mokro, woda leje się z pod kół chmary kolarzy z peletonu – dwukrotnie zlała nas doszczętnie przelotna burza.
Kolarze z przodu mordują pod mocny wiatr a praca reszty sprowadza się do szukania sobie najbardziej optymalnej i osłoniętej od wiatru pozycji. Jedyne mocne akcenty to niektóre zakręty, po których trzeba pilnować by znowu wskoczyć w „dobrą” „ciepłą” pozycję.
Siła peletonu robi swoje i jako jedyna kobieta w głównym peletonie, wjeżdżam z pół godzinną przewagą nad drugą kobietą – Sylwią Obrzud. A Sylwia pewnie bardziej się podczas tego wyścigu napracowała.
Wyścig zamknęła niedzielna czasówka. 13,6 km piękną leśną drogą. Po świetnej rozgrzewce zrobionej z drugim tego dnia wśród mężczyzn M2 Dominikiem Kapustą, wystartowałam na zupgradowanym dzieki Body Geometry Fit Studio – Tamarze i Pawłowi Werońskiemu rowerze, a właściwie kole. Jechałam na dostarczonym przez nich dysku (https://www.facebook.com/BodyGeometryFitStudio). Jechało się znakomicie 🙂 Dziękuje!