Karpacz Volvo MTB Marathon 2014 – edycja do zapamiętania. Zapowiadana jako kultowa, wymagająca i dająca dobrze w kość była taka w 100% a nawet więcej. Jak zwykle punktualnie o 11:00 rozpoczęliśmy wyścig. Kolejność prawie taka jak zawsze, Marcin na czele a za nim reszta naszego wesołego peletonu. Tam doszło do małego przetasowania i to Wojtek gonił Janka a nie na odwrót. Pierwszy podjazd prowadził pod Świątynię Wang. Można narzekać że asfaltowy, że nieciekawy ale ma jedną wielką zaletę – bardzo dobrze rozstawia wszystkich zawodników w miejsca gdzie najbardziej przystoi im jechać. Patrząc na mapę można trochę się zagubić ale oznakowanie było całkiem niezłe. Mimo to po 10 km ma miejsce niesłychana sytuacja. Karolina pomyliła trasę i zamiast jechać dalej na dystansie mega odbiła na najkrótszy dystans i zaraz potem zawitała na metę. Jakież było jej zdziwienie gdy zobaczyła stadion z balonami Organizatora. Jak potem wspólnie ustaliliśmy mając tzw. „dzień konia” ilość strzałek znakujących trasę, a raczej ich dostrzegalność spada co najmniej o połowę. Szkoda bo Karolina miała szansę na kolejny super wynik. Mówi się trudno i szykuje się na kolejne zawody.
Marcin w tym roku ma życiową formę. Na punkcie kontrolnym nad drugim zawodnikiem ma prawie 7,5 min przewagi a na mecie jest 12 minut szybciej. W tym roku Marcin wziął srogi rewanż nad trasą ponieważ rok temu walczył bardziej z defektami niż kolegami z trasy. Tym razem dobór dobrego ogumienia i ciśnienia pozwolił cieszyć mu się każdym przejechanym kilometrem. Janek wraca do formy w super tempie. Tym razem zlał Wojtka bezlitośnie, który z resztą i tak miał bardzo kiepski dzień na ściganie. Problemy żołądkowe, dwie poważne wywrotki na zjazdach. Niestety ta druga wymusiła późniejszą wizytę w szpitalu po powrocie do domu ponieważ noga w okolicy uda tak bolała że nie widomo było czy lepiej leżeć, siedzieć czy stać. Szczęście w nieszczęściu, że nic poważnego się nie stało a diagnoza ograniczyła się tylko do sentencji: „to stłuczenie będzie boleć kilka tygodni… i to bardzo boleć”. Marta mimo wielkiej fascynacji szosą w najtrudniejszych maratonach daje radę i znów przyjeżdża w pierwszej dziesiątce open kobiet. Arek natomiast chyba czeka na drugą część sezonu żeby tam pokazać nogę na długich szutrowych podjazdach. Piotr konsekwentnie pnie się w górę i wyprzedził kilku kolegów z kategorii którzy zdołali go objechać we wcześniejszych maratonach. Do 20 miejsca w kategorii zabrakło mu troszkę ponad 5 min… ale sądzę że na kolejnym maratonie to 20 jest jego jak nie 15.
Trasa w Karpaczu wzbudza wiele kontrowersji – w szczególności poziomem trudności ale w naszej opinii jeden maraton w sezonie gdzie zjazdy a także podjazdy wymagają od zawodników niebagatelnej techniki, przełamania swoich barier psychicznych jest jak najbardziej wskazany. W tej formie jakiej ją podano to optimum, bo przecież trzeba pamiętać że kolarstwo MTB nie stoi tylko treningiem na szosie ale przede wszystkim w górach i lesie.
Msc. | Msc. kat. | Imię i nazwisko | Czas | Strata |
22 | 1/M4 | Marcin Reczyński | 3:12:06,90 | +00:22:52,67 |
54 | 26/M2 | Janek Szczepański | 3:32:24,94 | +00:43:10,71 |
68 | 30/M2 | Wojciech Bukowiecki | 3:42:13,18 | +00:52:58,95 |
95 | 37/M2 | Arek Biczewski | 3:52:58,78 | +01:03:44,55 |
144 | 22/M4 | Piotr Cisowski | 4:18:45,58 | +01:29:31,35 |
184 | 7/K2 | Marta Ryłko | 4:42:46,17 | +01:53:31,94 |
DNF | DNF | Karolina Kukuła | DNF | DNF |