Nasze starty

#8 Istebna

W Istebnej po raz kolejny odbyło się zakończenie cyklu Powerade Volvo MTB Maraton 2013. Nasza ekipa stawiła się w stosunkowo mocnym, choć niepełnym składzie – Marta, Marcin, Piotr, Grzegorz, Janek, Arek i ja (czyt. Wojtek). Wszyscy byli pełni obaw o pogodę ale ta spisała się na medal. Dzień przed startem się rozpogodziło i przestało padać. Jak widomo, że w Beskidzie Śląskim popada to teren staje się bardzo trudny i wymagający dla rowerzystów. Po ciągłych opadach wybór dobrych opon był kluczowy. Większość z nas wstrzeliła się z oponami. Tylko Arek miał pecha ponieważ paczka z oponami nie zdążyła przyjść na czas. Niestety przełożyło się to na jego wynik. Trasa była taka jak w zeszłych latach z wyjątkiem końcówki, która została zmieniona ponieważ silne opady sprawiły, że ostatnie kilometry trasy stały się nieprzejezdne. Podejrzenie jest takie, że błoto było tam po pachy i Organizator wolał abyśmy jechali na rowerach niż je pchali w błocie po osie.

Od samego startu tempo było mordercze, pierwszy asfaltowy fragment został pokonany ze średnią prędkością ponad 30 km/h. Zaraz po wjeździe w teren rozpoczęliśmy podjazd na którym bardzo szybko każdy znalazł swoje miejsce w stawce. Kolejność jak zwykle – w czubie Marcin, trochę za nim Arek i ja, dalej Janek i Grześ a potem Piotr i Marta. Z racji tego iż był to ostatni maraton każdy toczył zacięty bój o jak największą ilość punktów do klasyfikacji indywidualnej jak i drużynowej. Bardzo zacięta walka rozegrała się między mną z zawodnikami MaxxBike – Przemysławem Janiak i Kamilem Lesiak. Niestety ten pierwszy był szybszy, natomiast Kamilowi udało mi się uciec aż na ponad 12 minut. Może gdyby nie dolegliwości żołądkowe to udałoby się dogonić i Przemka. Jego ataki natomiast odpierał Marcin, który po około 2 godzinach jazdy też zaczął odczuwać jakieś dolegliwości żołądkowe. Chyba nasze żołądki miały już dość sezonu i różnych specyfików typu żele i izotonik. Choć jeszcze rano nic na to nie wskazywało. Marcin także walczył o pierwsze miejsce w generlace M4 z Piotrem Huziorem z JMP Race oraz Sławkiem Bartnikiem. Ten pierwszy prezentował wyborną formę w drugiej połowie sezonu co powodowało że był poza zasięgiem a drugi z nich niestety nie ukończył maratonu. Marta także walczyła o wysokie lokaty choć koleżanki zawiesiły jej bardzo wysoko poprzeczkę. Przyjechała 7 wśród pań w kat K2.

Arek ze względu na wcześniej już wspomniane opony nie mógł rozwinąć skrzydeł na trasie i z powodu braku przyczepności tracił sporo na trasie. W szczególności na zjazdach. Janek natomiast powoli zaczyna wracać do dyspozycji i po kontuzji z początku sezonu zaczyna być widać iż idzie wszystko w dobrym kierunku. Przejechał cały dystans bez kryzysu i żadnej „bomby” jak to miało miejsce w Wałbrzychu. Niestety Grześ nie ukończył maratonu. Zmęczenie sezonem, treningami i trudność trasy zrobiły swoje i pokazały jak ważna jest regeneracja w trakcie sezonu. Niestety skurcze były tym razem zbyt silne aby kontynuować zmagania z tak wymagającą trasą. W szczególności, że podjazdy w błocie wymagał zdwojonej intensywności. Kolejny raz dobrą postawę zaprezentował Piotr, po międzyczasie i zajmowanych  pozycjach widać, że cały czas wyprzedził. Od checkpointu poprawił się 41 pozycji!

Ostatni maraton tego cyklu zakończyliśmy z dobrymi wynikami i w dobrych nastrojach. Na zakończenie sezonu i wręczenie pucharów czekaliśmy w dobrych humorach i doborowym towarzystwie współtowarzyszy z tras. Głównej nagrody w tomboli nikt z nas nie zgarnął ale mnie udało się załapać na mniejszą ale nie mniej fajną nagrodę w konkursie – aparat Olympus.

Wyniki:

Poz. Imię i nazwisko Kat Czas Strata
39/4 Marcin Reczyński M4 03:30:55.2 + 00:42:44
48/25 Wojciech Bukowiecki M2 03:36:27.6 + 00:48:16
73/37 Janek Szczepański M2 03:52:29.8 + 01:04:19
104/41 Arkadiusz Biczewski M2 04:14:32.1 + 01:26:21
143/26 Piotr Cisowski M4 04:33:20.3 + 01:45:09
174/7 Marta Ryłko K2 04:48:19.5 + 02:00:08
DNF Grzegorz Tympalski M4 DNF DNF

#7 Wałbrzych

Nasza ekipa na przedostatni maraton wystawiła mocny skład – Kasia i Marta reprezentowały ładniejszą część drużyny a Marcin, Janek, Grześ, Arek i Wojtek reprezentowali część składu obdarzoną większą dawką testosteronu. Z racji, że to już końcówka sezonu każdy z nas chciał uzyskać jak najlepszy wynik celem zdobycia jak najwyższej pozycji w generalce przed ostatnim wyścigiem. Pogoda powitała nas zacnie – bezchmurne niebo, lekki wiaterek i piękne słońce. Warunki wprost idealne do ścigania. Organizator też staną na wysokości zadania i nie kombinował z trasą a postawił na sprawdzony schemat. Interwałowy charakter trasy po przejezdnych szutrowo-leśnych fragmentach okazał się strzałem w „dziesiątkę”. Przy dobrej nodze można było podjechać wszystko.

Od startu tempo bardzo dobre – każdy jechał na miarę swoich możliwości. Jak zwykle prym wiódł Marcin jadąc do pierwszego checkpointu w pierwszej 15 open! Dalej jechali Wojtek, tuż za nim jechał Arek z Jankiem a parę minut za nimi Grześ. Dziewczyny jechały trochę dalej, ale każda trzymała swoje tempo. Niestety mimo optymalnego przygotowania, świetnej formy pech nie opuszcza Wojtka i na szutrowym zjeździe w lesie wbija wkręt w oponę, co przekreśla szanse na dobry wynik… W dodatku brak obycia z kołami 29″ i ciśnieniami, jakie powinno się ładować po laczku w dętkę powodują tak dużą stratę, że pozostaje tylko dojechać do mety (sic!). Kolejno Wojtka mija Arek, Janek i Grześ. Dziewczyny też doganiają defektowicza, ale jak się już uporał z defektem rozpoczął pościg za resztą drużyny.

Drugi checkpoint i Marcin jedzie wciąż w pierwszej 15 open. Arek toczy bój z kolegą z eksdrużyny – Maćkiem, ale niestety nie udało mu się go dogonić. Pech w tym sezonie też nie opuszcza Grzesia. On też ma przygodę z oponą, ale jako wytrawny serwisant radzi sobie z tym o niebo lepiej niż Wojtek i nie traci na to prawie 20 minut a zaledwie cztery. Janek za drugim checkpointem zalicza klasyczny zgon – po 2,5 h jazdy nastąpiło odcięcie prądu. Kontuzja z początku sezonu i niemożność dobrego przygotowania do sezonu oraz brak bazy na dłuższe dystanse zbierają swoje żniwo. Ale Janek się niczym nie przejmuje i wypiera optymalne wyjście z sytuacji. Przeleżał kryzys w trawie, po czym kontynuował jazdę do mety w towarzystwie Marty.

Na metę dotarli wszyscy z drużyny, choć w różnych nastrojach. Marcin trochę stracił i ostatecznie przyjechał na 22 miejscu. Arek – ciepłolubny kolarz w tych warunkach zrobił bardzo dobry wynik ustalając rekordową zdobycz na górskiej trasie na 325 pkt. Grześ też dobrze pojechał, choć szkoda jego defektu. Także z bardzo dobrej strony pokazała się Marta tracą tylko nieco ponad 22 min do zwyciężczyni w swojej kategorii. Kasia mimo braku treningu i trochę słabszego wyniku była zadowolona, że trasę ukończyła. Wojtkowi niestety humor nie dopisywał, ale za to zdobył dużo nowych doświadczeń, które miejmy nadzieję, że zaowocują w przyszłości.

Po zawodach mieliśmy jeszcze dwie przygody – Kasia i Marcin mieli bliskie spotkanie z wałbrzyską latarnią. O dziwo z tą samą… chyba jakaś agresywna była w stosunku do przechodniów i rowerzystów. Na szczęście w przypadku Kasi skończyło się to bez szkód. Natomiast przypadek Marcina okazał się gorszy – miał mocno stłuczone żebra. Jego najbliższe starty stanęły pod znakiem zapytania ale lekarze chyba staną na wysokości zadania i obiecali, że Marcin da radę wystartować w Istebnej.

Poz. Kat. Imię i nazwisko Czas Strata open
22/2 M4 Marcin Reczyński 03:15:52.5 +00:23:05
44/24 M2 Arkadiusz Biczewski 03:32:12.4 +00:39:25
82/15 M4 Grzegorz Tympalski 03:53:00 +01:00:13
99/36 M2 Wojciech Bukowiecki 03:58:56.8 +01:06:09
160/45 M2 Janek Szczepański 04:27:59.5 +01:35:12
161/4 K2 Marta Ryłko 04:28:00.3 +01:35:13
204/8 K2 Katarzyna Machalica 05:07:28.9 +02:14:42