15 czerwca nasza drużyna stawiła się na maratonie w Karpaczu. Został on zapowiedziany, jako największa atrakcja sezonu. Jak zwykle nim przebieg trasy został ujawniony na forum snuto domysły a Organizatorzy, co dzień podsycali atmosferę podając kolejne szczegóły dotyczące zjazdów i innych atrakcji na trasie. My postanowiliśmy to sprawdzić osobiście. Przebieg trasy był w dużej mierze odmienny do zeszłorocznego. W naszej opinii było lepiej…, ale po kolei.
W cieple i krótkich strojach w II – gim sektorze stawili Kasia, Marta, Marcin, Arek i ja. W III stał Janek z Grzesiem. Asfaltowy podjazd w kierunku świątyni Wang pięknie rozprowadził stawkę. Marcin pojechał na takim zapieku pierwsze 5 km jak nigdy a wcale się nie spalił. Niedaleko za nim jechał Janek, potem Wojtek, Arek, Grześ i dziewczyny. Pierwszy zjazd były niczym trudnym, ale na nim zaczęły się nasze przygody. Ja rozpocząłem „Karpacki festiwal laczka 2013”. Na zjeździe rozciąłem oponę szkłem. Pech chciał, że dziura była tak duża, iż się nie uszczelniła. Próba dopompowania opony skończyła się wypluciem mleczka w atmosferę. Trzeba było założyć dętkę, ale nie miałem, czym dopompować, więc musiałem pożyczać pompkę. Na szczęście znalazł się dobry samarytanin a całą operacja kosztowała mnie 15 minut. Minął mnie cały peleton, łącznie z obsadą dystansu mini. Wnioski zostały z tego wszystkiego wyciągnięte. Potem zostało mi tylko gonienie.
Kolejnym pseudo szczęśliwcem biorącym udział w naszym festiwalu był Grześ. Wbił coś w oponę, ale temu defektowi mleczko dało radę po wyciągnięciu kolca. Choć ciśnienie w kole już nie było takie jak trzeba i nasza wschodząca gwiazda kategorii M4 musiał uważać na zjazdach żeby nie uszkodzić obręczy. Do grona festiwalowiczów dołączył także Marcin. On rozerwał oponę z boku na jakimś ostrym kamieniu. Też musiał założyć dętkę. Przez ten defekt odjechali mu najgroźniejsi rywale tego dnia – Janusz Banasiak oraz Sławek Bartnik. Pierwszy z nich niestety nie ukończył zawodów. Drugi natomiast wygrał kategorię. Na sam koniec do naszego grona zapisał się Marta. Gdzieś na zjeździe dobiła oponę i niestety musiała wymienić dętkę. Wielka szkoda bo miała świetny dzień, noga jej podawała a na trasie było widać na jej twarzy cały czas uśmiech i radość z jazdy. Ale jak pech to pech.
Bez większych problemów do mety dotarli natomiast Kasia, Janek i Arek. Nasz najlepszy zjazdowiec (czyt. Janek) co prawda jechał z nie do końca sprawnym hamulcem ale jemu takie szczegóły nie przeszkadzają. Kasia na trasie trenowała skakanie przez kierownicę bo kozła na trasie znaleźć nie mogła. Czyniła to kilka razy. Tylko Arek jechał absolutnie bez żadnych przygód i konsekwentną jazdą zrobił dobry wynik.
Sama trasa była wyborna w naszym mniemaniu. Trudne techniczne zjazdy wymagające przez cały czas skupienia, refleksu i opanowania. Podjazdy nie dające odetchnąć nawet na chwilę. Były albo techniczne albo po bardzo stromych i siłowych asfaltach. Absolutnie na trasie nie było gdzie odetchnąć. Mimo wszystko iż wymagająca, była bardzo płynna i można się było wykazać w każdym aspekcie kolarstwa górskiego. Jechaliśmy przez Karpacz Górny, potem odbiliśmy w okolice szczytu Strzelec by wrócić w stronę przełęczy pod Czołem, skąd pojechaliśmy w stronę Grabowca. Po świetnym podjeździe czekał na nas jeden z trudniejszych zjazdów. Dalej jechaliśmy przez Sosnówkę do Przesieki. Potem czekał na nas asfaltowy podjazd w stronę drogi Chomontowej a następnie kolejny bardzo trudny techniczny zjazd. Potem combo – dalszy zjazd żółtym szlakiem i podjazd po raz drugi w stronę Borowic. Potem już znanymi fragmentami z lat ubiegłych dojeżdżamy do Karpatki i sławetnych już agrafek. Tam się jak co roku wiele działo. Niektórzy z nas ładnie wszystko przejechali – Marcin, Janek, Arek, Grześ i Kasia. Co poniektórzy lekko się podparli – Marta. A niektórzy latali przez kierownicę jak ja.
Mimo, że drużynowo jest to nasz najsłabszy maraton to stali nabijacze punktów nie zawiedli – Marcin, Janek, Kasia i Marta zdobyli ponad 1270 pkt. Jak na razie utrzymujemy bardzo dobre – czwarte miejsce choć nasza przewaga nad konkurencją maleje. Jednak największym zaskoczeniem było pierwsze szerokie pudło Grzesia – 5 miejsce w M4 – wielkie gratulacje!!! Widać, że trening przynosi zamierzone skutki a forma wciąż rośnie.
Msc. Open | Msc. Kat | Kat. | Kto | Czas |
1 | 1 | M2 | Albert Głowa | 2:44:59,3 |
29 | 2 | M4 | Marcin Reczyński | 3:22:08,8 |
41 | 18 | M2 | Janek Szczepański | 3:27:56,6 |
73 | 33 | M2 | Arkadiusz Biczewski | 3:43:31,5 |
83 | 39 | M2 | Wojciech Bukowiecki | 3:49:31 |
84 | 5 | M4 | Grzegorz Tympalski | 3:49:31,5 |
177 | 6 | K2 | Katarzyna Machalica | 4:33:16,4 |
182 | 8 | K2 | Marta Ryłko | 4:37:07,5 |