#2 Złoty Stok

Pierwsze górskie ściganie, tradycyjnie już, miało miejsce w Złotym Stoku. Na start wybrała się liczna  7-osoba ekipa (wielkim nieobecnym był Wojtek, którego w Krakowie zatrzymały inne obowiązki i nie tylko). Przed startem, w okolicach biura zawodów wyraźnie widać było, że zmiany terminów dały się we znaki – dawno na tej edycji nie było tam takich kolejek. Z tego też względu start był nieznacznie opóźniony (10min). W przeciwieństwie do konkurencyjnych Zdzieszowic w niczym to jednak nie przeszkadzało – pogoda wystawiła swoich najlepszych zawodników i od rana raczyła wszystkich promieniami słońca i przyjemnym (ok. 22°C) ciepłem.

Początek trasy to długa i mozolna wspinaczka na Jałowiec – ponad 500m w pionie i ponad 8km podjazdu do pokonania. Każdy w teamie ma własną metodę na zmierzenie się z tą górą. Jedni od startu cisnęli ile sił w nogach, inni woleli spokojniejsze rozkręcenie obrotów by zaatakować przed szczytem bądź wyjazd równym, trochę wolniejszym tempem i zachowanie sił na kolejne wzniesienia.

Zjazd na początku i końcu lekko techniczny, w środku jednak łatwy i szybki i już walczymy z kolejnym szutrowym podjazdem. Końcówka podjazdu jak i zjazd biegnie szeroką i wygodną drogą p.poż. Zabrakło  w tym roku zakończenia zjazdu po bardziej płaskiej ale niezwykle wyboistej drodze – przeszkodził odpust w Lutynii. Dzięki temu też podjazd na najbardziej charakterystyczny punkt trasy – Górę Borówkową – jest nieco krótszy, choć nie mniej ciężki. Po minięciu stojącej na szczycie wieży rozpoczyna się najcięższy zjazd na trasie. Na mecie słyszymy, że nie tylko nam chciało wyrwać kierownicę jak na sztywnym rowerze, a palce bolały od hamowania – tutaj po prostu tak jest.

Na tym jednak nie koniec atrakcji, na zakończenie niezwykle smakowity (a raczej kąśliwy) podjazd o odcinkach dochodzących do 20% nachylenia. Najlżejsze przełożenie gęsto było w użyciu, a i tak nie zawsze starczało. Nagroda za jego pokonanie była jak najbardziej adekwatna: 8,5km szybkich zjazdów, aż do samej mety!

Tradycyjnie najszybciej trasę pokonywał Marcin. Dalej lekka luka, którą starali zapełnić się Arek z Grześkiem (tasujący się w pierwszej połowie trasy). Drobnym zaskoczeniem była dalsza lokata Janka, ale jak to skwitował „zdarza się nawet najlepszym” i zapewnił, że na kolejnych maratonach będzie walczył w szpicy :). Kasia jeszcze nie do końca wpadła w swój rytm na podjazdach, ale podobnie jak Marta nie dawała szans konkurencji na zjazdach. Dzięki temu nie straciły zbyt wiele do najszybszej kobiety na trasie i wyraźnie przyczyniły się do dorobku punktowego drużyny na tej imprezie.

Po weryfikacji wyników na mecie okazało się, że tym razem trochę zabrakło do miejsc na pudle, jednak dzięki Marcinowi i Kasi nie zabrakło nas podczas dekoracji. Dzięki dobrej postawie całego teamu zdobyliśmy 1345,43 punkty (aż 219 więcej niż rok wcześniej!) oraz awansowaliśmy na 5-tą pozycję w klasyfikacji drużynowej. Nie wiadomo jeszcze do końca, które drużyny będą walczyć o klasyfikację generalną, ale z pewnością jest to dobry punkt wyjścia przed kolejnymi górskimi maratonami.

Wyniki:

Msc. open Msc.kat. Kategoria Kto Czas
1 1 M2 Marcin Kawalec 1:50:20
33 4 M4 Marcin Ręczyński 2:08:40
75 33 M2 Arek Biczewski 2:22:55
82 10 M4 Grzegorz Tympalski 2:24:33
133 50 M2 Janek Szczepański 2:35:13
183 4 K2 Kasia Machalica 2:47:49
185 31 M4 Piotr Cisowski 2:48:45
197 5 K2 Marta Ryłko 2:50:02