Aktualności

Mistrzostwa Świata w IC

Po miesiącach treningów i wielu startach w krakowskim IC, wreszcie nadszedł czas by wykorzystać zebrane doświadczenia w poważnych zawodach szosowych – Mistrzostwa Świata w IC (+ grill ;] ).  Impreza zorganizowana w ramach katowickiego IC z okazji pierwszych urodzin, była następstwem zeszłotygodniowych Eliminacji do Mistrzostw Świata w IC. Z uwagi na wysoką rangę wyścigu/treningu trasa została wydłużona o jedno okrążenie i zamiast standardowych 1:40h miało być 2:30h (na 90km nazbierało się 650m podjazdów). Na katowickim Placu IC stawiła się spora grupa kolarzy, w sile ok. 60 ludzi, w tym 4 dziewczyny i reprezentacja IC Kraków – Adam i ja.

Na katowickiej trasie nie ma stromych podjazdów, co oznacza jazdę w grupie z dużą prędkością. Mimo to nie można narzekać na monotonię – na trasie znajduje się dużo zakrętów, co chwilę idzie strzał, ale peleton konsekwentnie kasuje każdą ucieczkę, odcinek belgijski, czyli przejazd przez serię progów zwalniających, czy przejazdy przez skrzyżowania z głównymi drogami i torowiskami. Słowa uznania należą się katowickiej ekipie za organizację – samochód techniczny + motocyklista, obsługujący zdjęcia,  bidony i zatrzymujący ruch na skrzyżowaniach, dobrze oznaczona trasa i opisane premie, kibice na premii górskiej (tu był grill), a do tego bufet i dekoracja na mecie.

Po wyjeździe z miasta od razu poszło mocne tempo. Postanowiłem odpuścić premie lotne, ale za to zaatakować na górskich (właściwie to takie pseudo-górskie, bo cały podjazd w grupie z blatu się podjeżdża). Po pierwszym podjeździe formuje się około 18 osobowa grupka. Na pierwszą górską premię wpadam trzeci, a kibice wystrzeliwują konfetti dla kolarzy! Przede mną Patryk i Marcin z teamu Gedore, którzy za premią próbują się urwać trzymając mocne tempo. Ucieczka zostaje po chwili skasowana głównie dzięki pracy reszty zawodników z Gedore ;). Następnie na przejeździe kolejowym Adam rozcina szytkę (najlepsze kapcie w peletonie!) i kończy jazdę. Przed drugą górską premią następuje wymuszony 5-minutowy postój na przejeździe kolejowym (3 pociągi ;). Tą premię źle rozegrałem, bo przez chwilę ciągnąłem grupę, a potem zbyt szybko skoczyłem (dwa zakręty za wcześnie) i w efekcie wjeżdżam dopiero piąty. Do mety zostało kilka kilometrów – finisz jest rozgrywany na płaskim odcinku w lesie. Wszyscy rzucili się naprzód, prędkość 50 – 60 km/h. Na kreskę wjechałem w połowie grupy. Stąd został już tylko dojazd do centrum i finisz honorowy na Placu IC.

Ponieważ ta edycja była podsumowaniem rocznej działalności katowickiego IC, na mecie wręczono medale dla najlepszych zawodników oraz dla zasłużonych przy organizacji treningów. Ja na pocieszenie dostałem firmową naklejkę IC ;). Katowickie treningi mają trochę inny charakter niż górskie krakowskie IC, ale też jest ciekawie. Jednak w Katowicach też są dobrzy zawodnicy…

Film: http://youtu.be/e5_xHcvYjrs

Relacja z komentarzem: http://youtu.be/23xkZ3WesF4

Lipcowe IC

Nasza ekipa pomimo wakacji nie robi sobie przerw w treningach i ostro kręci. Jak co środę nasi zawodnicy stawiają się na wspólnych treningach szosowych. 4 lipca odbył się ostatni trening na trasie pod Swoszowicami – przed drugą premią górską droga została rozkopana i budują nowy most. Zatem ekipa organizująca wyjazdy przeniosła ściganie ponownie w stronę Kryspinowa. Trasa bynajmniej nie jest płaska jak ta wiosenna. 12 lipca odbyło się pierwsze testowanie trasy ale w czwartek bo środę padało. Oficjalna premiera była już jak należy, czyli w środę 18 połączona z mocnym ściganiem. Trasa charakteryzuje się tym, że ma dwa warianty – krótszy dla ścigających się pań i dłuższy dla panów. Pozwala to na spotkanie się wszystkich o tej samej porze na mecie i można jeszcze chwilę pogadać.

W załącznikach parę zdjęć z ostatniego wypadu na Swoszowice. Piękne zdjęcia od zaangażowanej Pani Fotograf – Bziuki – bardzo dziękujemy za miłe pamiątki.

Solo zgrupowanie w Austrii 6-15 lipca

W tym roku postanowiłem wystartować w międzynarodowej imprezie – Salzkammergut Trophy 2012. Przy okazji pojechałem troszkę potrenować w wysokich górach na Alpejskich trasach. Region ten daje wiele możliwości – zarówno na treningi MTB jak i szosowe. Był plan aby pojeździć na jednym i drugim ale zdołałem tylko pojeździć na góralu. W informacji turystycznej można nabyć mapy z zaznaczonymi trasami i wyrysowanymi profilami – opracowanie na tak zwanym wypasie – każda trasa posiada indywidualny opis, planowany czas przejazdu, ilość przewyższeń i wcześniej wspomniany profil oraz przewidywany poziom trudności. Teren raczej nie jest trudny technicznie. Trasy są w większości szutrowe. Podjazdy zdają się nie mieć końca a zjazdy pokonuje się z taką prędkością, że podczas utraty wysokości może uszy zatkać. Z prędkością nie należy jednak przesadzać na zjazdach bo można wybrać się poza trasę… a w niektórych przypadkach na przełęczach może się to skończyć fatalnie. Na przykład niekontrolowaną utratą wysokości w nienormatywnym tempie dla rowerzysty! Wszystkie trasy są dobrze oznakowane choć do austriackiego sposobu znakowania trzeba się przyzwyczaić.

Postanowiłem objechać chociaż 3-4 trasy. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić ponieważ na miejscu byłem tylko kilka dni a jeszcze trzeba było znaleźć czas na regenerację przed startem. Zaliczyłem najfajniejszą trasę w okolicy Bad Goisern gdzie stacjonowałem. Nazywa się Weltmaister Strecke – ma 87 km i 2648 m przewyższenia. Według opisu objechanie trasy to wycieczka na cały dzień, mnie to zajęło 5 i pół godziny. Fantastyczny trening – kondycyjnie jak i widokowo. Całość trasy jest połączeniem kilku innych w tym regionie i tworzy wielką pętlę najeżoną kilkoma solidnymi podjazdami. Na dzień dobry prawie 11 km zdobywa się wysokość.

Drugą ciekawą trasę treningową jaką zaliczyłem to połączenie dwóch różnych tras Raschberg Runde i Weissenbach Runde. W sumie 70,5 km przyjemnego kręcenia gdzie można zrobić 1898 m przewyższenia. Jeden z podjazdów ma 10 km ale trudy wspinaczki wynagradza zapierający dech w piersiach widok na przełęcze poniżej zdobytego szczytu – Raschberg – 1400 m n.p.m.

Warto odwiedzić to miejsce i cały region, chociaż raz, aby zobaczyć coś innego niż na Polskich trasach. Zupełnie inna specyfika jazdy, długość tras i te widoki… po prostu bajka. Pozytywnie nastawiona na turystów społeczność lokalna także zachęca do jazdy. Miałem nawet okazję zaprzyjaźnić się z matką naturą na trasie i spotkałem sarenki – dobrze że ich nie rozjechałem na zjeździe, mogłem podpatrywać lisa na polowaniu i oglądać ptaki szybujące między przełęczami.