
Wojtek prezentuje nowy teamowy strój, Marta kamizelkę a Grześ jeszcze w zeszłorocznym trykocie.
W niedzielę 22 kwietnia wybraliśmy się na drużynowe szoswanie w składzie Marta, Grześ i Wojtek. Pojechali z nami do towarzystwa Beata, Janek i koleżanka Janka. Niestety nie zapamiętałem jej imienia. Trasę zaplanowaliśmy na ponad 100 km po pagórkach na południowy zachód od Krakowa. Zawadziliśmy o Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice i Marcyporębę. Na zjeździe do Kalwarii Beata złapała kapcia. Sprawności i szybkość z jaką zmieniła dętkę i napompowała koło wprawiłaby w zakłopotanie niejednego doświadczonego rowerzystę. Przed Wadowicami rozdzieliliśmy się na dwie grupy, panie odbiły w stronę Krakowa a panowie szukali podjazdów za Wadowicami. Tam po dojeździe do Marcyporęby spotkała na niemiła niespodzianka – drogowcy zwinęli asfalt a na naszych cienkich szosowych oponkach mieliśmy trochę kolarstwa przełajowego. Po przebrnięciu przez te niedogodności przez Skawinę i Tyniec wróciliśmy do Krakowa. Jankowi tak spodobała się z nami wspólna jazda, że zaczął rozważać starty w naszej drużynie.